Dlaczego wszyscy zamieniają płynny podkład na pudrowy róż do policzków?

Był czas, gdy pudrowe kosmetyki były standardem: matowe, mocno kryjące i idealnie utrwalone.


A potem wszystko nagle się zmieniło.


Rozświetlona, "mokra" skóra stała się złotym standardem urody, a każda kosmetyczka zapełniła się kremami, żelami i lekkimi tintami obiecującymi efekt promiennej cery.


Ale jak to z trendami bywa – wahadło znowu się wychyla. Puder wraca do łask, tylko tym razem nie chodzi o płaski, jednowymiarowy mat. Nowoczesne pudrowe formuły są lekkie, świetliste i stworzone po to, by podkreślać skórę, a nie ją maskować.


Nowa generacja pudrów nie wysusza, a rozmywa i wygładza. Najlepsze produkty nie osadzają się na skórze, lecz stapiają się z nią, tworząc efekt delikatnego soft-focus, który wygląda naturalnie zamiast ciężko. Nadal pochłaniają nadmiar sebum (co brzmi jak marzenie dla tych, którzy ostatnie lata spędzili walcząc z nadmiarem rozświetlacza), ale jednocześnie współpracują ze strukturą skóry – wygładzając ją, zamiast tworzyć efekt maski.


To, co czyni ten trend świeżym, to jego prostota. Bez wielowarstwowego nakładania produktów, bez skomplikowanego blendowania – wystarczy lekkie muśnięcie pudru, który łączy w sobie funkcję podkładu i różu.


To makijaż w wersji easy, ale wciąż ultrastylowy. A po latach skomplikowanych technik nakładania produktów, taka szybka, bezproblemowa aplikacja to prawdziwy powiew świeżości.